2017-07-13
6 lat wyjazdów do Szwecji cz.1
Ja i pierwsze myśli o szczupakach
6 lat w Szwecji, ale właściwie to 6 razy po dwa tygodnie. Raz krócej, a raz dłużej, więc około 10 dni łowienia rocznie. Od tzw. zera, pomysłu, kilku lakonicznych artykułów pobudzających wyobraźnię, ale przede wszystkim marzeń. Chociaż gdy się zastanowię, to także wspomnień, co przetrwały z lat dzieciństwa, o bezkresnych jeziorach pełnych ryb. O malowniczych zatokach, żurawiach krzyczących przy wschodzącym słońcu, ale przede wszystkim ogromnych szczupakach, które gdzieś tam czekały pod powierzchnią.
Po wielu latach przerwy pasja do wędrówek z wędką zaczęła się powoli odradzać. Właściwie od pobytu w Nowej Zelandii, gdzie pośród łąk i pastwisk łowiliśmy pstrągi w dziko płynących strumieniach, z których każdy byłby kiedyś nieosiągalną życiówką. Oczywiście największy, jak to bywa na rybach, popatrzył na nas, a potem majestatycznie odpłynął w kierunku piętrzącej się na środku rzeki góry kamieni. Bez żalu patrzyłem za nim, i w zamian pozostał wyraźny obraz dotykanej długimi liśćmi paproci przejrzystej wody, i ogromnego kropkowanego drapieżnika.
6 lat w Szwecji, ale właściwie to 6 razy po dwa tygodnie. Raz krócej, a raz dłużej, więc około 10 dni łowienia rocznie. Od tzw. zera, pomysłu, kilku lakonicznych artykułów pobudzających wyobraźnię, ale przede wszystkim marzeń. Chociaż gdy się zastanowię, to także wspomnień, co przetrwały z lat dzieciństwa, o bezkresnych jeziorach pełnych ryb. O malowniczych zatokach, żurawiach krzyczących przy wschodzącym słońcu, ale przede wszystkim ogromnych szczupakach, które gdzieś tam czekały pod powierzchnią.
Po wielu latach przerwy pasja do wędrówek z wędką zaczęła się powoli odradzać. Właściwie od pobytu w Nowej Zelandii, gdzie pośród łąk i pastwisk łowiliśmy pstrągi w dziko płynących strumieniach, z których każdy byłby kiedyś nieosiągalną życiówką. Oczywiście największy, jak to bywa na rybach, popatrzył na nas, a potem majestatycznie odpłynął w kierunku piętrzącej się na środku rzeki góry kamieni. Bez żalu patrzyłem za nim, i w zamian pozostał wyraźny obraz dotykanej długimi liśćmi paproci przejrzystej wody, i ogromnego kropkowanego drapieżnika.
No, ale miało być o szczupakach, i znacznie bliższych, lecz równie pięknych szwedzkich jeziorach. Przestrzeniach, których jeśli ktoś raz zakosztował wracał będzie już zawsze gdyż, oczywiście to odczucie bardzo subiektywne, mnie nigdy nie udało mi się jeszcze stamtąd wrócić nasyconym. Zmęczonym - owszem, usatysfakcjonowanym łowieniem tym bardziej, ale ta nieustanna tęsknota za wolnością, którą napełniają tamtejsze przestrzenie i przesuwane wiatrem fale, nie przynosi spokoju, lecz ciekawość co jest dalej, za następną zatoką, wyspą, trzcinowiskiem. I cały rok oczekiwania. I świadomość, że życia nie starczy, aby nasycić chociaż sam wzrok przestrzeniami jezior.
Rok pierwszy był ekscytujący. Rok drugi bardzo specyficzny, nowe jezioro i połączenie aktywności sportowej z łowieniem. Potem był rok przerwy na szkołę i życie, a może na szkołę życia. Rok trzeci zaczął się od wielu zmian, począwszy od przygotowań, rozpoznaniu terenu, i nastawieniu się na coraz większe ryby. Rok czwarty stał się przełomem. Czasami myślę, że był to „rok konia”. Całkowita zmiana sposobu łowienia, nowe miejsca, nastawienia się na dużą rybę w połączeniu ze szczęściem, przyniosły niespotykane wcześniej efekty. Do dziś się zastanawiam, ile zmiennych złożyło się razem w jednym czasie, abym mógł odczuć, że świat sprzyjał mi wtedy z całych sił. Nie śmiem się też kłócić wewnątrz, czy to moja praca, przygotowania oraz wzrastające umiejętności, czy może szczęście, zachwycam się. Czekając na rok następny, nowy pomysł, szukanie nowego miejsca.
Rok pierwszy był ekscytujący. Rok drugi bardzo specyficzny, nowe jezioro i połączenie aktywności sportowej z łowieniem. Potem był rok przerwy na szkołę i życie, a może na szkołę życia. Rok trzeci zaczął się od wielu zmian, począwszy od przygotowań, rozpoznaniu terenu, i nastawieniu się na coraz większe ryby. Rok czwarty stał się przełomem. Czasami myślę, że był to „rok konia”. Całkowita zmiana sposobu łowienia, nowe miejsca, nastawienia się na dużą rybę w połączeniu ze szczęściem, przyniosły niespotykane wcześniej efekty. Do dziś się zastanawiam, ile zmiennych złożyło się razem w jednym czasie, abym mógł odczuć, że świat sprzyjał mi wtedy z całych sił. Nie śmiem się też kłócić wewnątrz, czy to moja praca, przygotowania oraz wzrastające umiejętności, czy może szczęście, zachwycam się. Czekając na rok następny, nowy pomysł, szukanie nowego miejsca.
Lata kolejne
Rok pierwszy
To był rok pełen oczekiwań. I lęków przed samodzielnym pływaniem, kamiennymi rafami, ogromnymi rybami, które czekały przy pomoście na wszystko, co wpadnie do wody. Rzeczywistość znacznie zweryfikowała mit o „szwedzkich metrówkach”, bijących do wszystkiego co wpadnie do wody. O rekordach, co będą się piętrzyły stertami fotografii.
Z trudem wydłubane z wody kilkanaście szczupaków na głowę i tak przyniosło ogromną satysfakcję, tym bardziej, że było to niezbyt łatwe i duże jezioro, z którego zrezygnowało większość firm organizujących wyjazdy wędkarskie. Pomyślałem wtedy po raz pierwszy, że stamtąd można przy odpowiedniej dozie „szczęścia’ wrócić o przysłowiowym kiju.
Pierwszego w Szwecji szczupaka złowiłem nieopodal wypatrzonego z daleka maleńkiego trzcinowiska. Po dokładnym obrzucaniu płytko wrzynającej się w ląd zatoki, zdesperowany rzuciłem w drugą stronę. Pierwszy rzut w otwartą wodę i na końcu trzepotał średni szczupaczek. Gdy przyświeciło słońce okazało się, iż akurat w tych dniach była tam podwodna łąką z szybko rosnącą moczarką. W późniejszych latach takie zachowanie niejednokrotnie przyniosło sukces, a rzuty „od”, czyli w stronę otwartej wody naprzeciwko atrakcyjnej miejscówki, stały się obowiązkową częścią repertuaru obławiania.
Rok pierwszy
To był rok pełen oczekiwań. I lęków przed samodzielnym pływaniem, kamiennymi rafami, ogromnymi rybami, które czekały przy pomoście na wszystko, co wpadnie do wody. Rzeczywistość znacznie zweryfikowała mit o „szwedzkich metrówkach”, bijących do wszystkiego co wpadnie do wody. O rekordach, co będą się piętrzyły stertami fotografii.
Z trudem wydłubane z wody kilkanaście szczupaków na głowę i tak przyniosło ogromną satysfakcję, tym bardziej, że było to niezbyt łatwe i duże jezioro, z którego zrezygnowało większość firm organizujących wyjazdy wędkarskie. Pomyślałem wtedy po raz pierwszy, że stamtąd można przy odpowiedniej dozie „szczęścia’ wrócić o przysłowiowym kiju.
Pierwszego w Szwecji szczupaka złowiłem nieopodal wypatrzonego z daleka maleńkiego trzcinowiska. Po dokładnym obrzucaniu płytko wrzynającej się w ląd zatoki, zdesperowany rzuciłem w drugą stronę. Pierwszy rzut w otwartą wodę i na końcu trzepotał średni szczupaczek. Gdy przyświeciło słońce okazało się, iż akurat w tych dniach była tam podwodna łąką z szybko rosnącą moczarką. W późniejszych latach takie zachowanie niejednokrotnie przyniosło sukces, a rzuty „od”, czyli w stronę otwartej wody naprzeciwko atrakcyjnej miejscówki, stały się obowiązkową częścią repertuaru obławiania.
To jednak ostatniego dnia, po prawie godzinnym rejsie przez wzburzone wody do kolejnej atrakcyjnej zatoki, jezioro dało mi chwilowy pokaz czegoś czarodziejskiego. Zupełnie nieoczekiwanie szczupaki dosłownie oszalały na punkcie woblera, który przypominał żółty ołówek z kreskami. Atakowały tak agresywnie, że często nie trafiały raz, a nawet dwa razy. Po dwóch obrotach korbki atakowały ponownie. I tak było przez około 40 minut. Gotująca się od drapieżników woda. Po ósmej sztuce usiadłem uśmiechnięty od ucha do ucha i powiedziałem „dość”. W tym czasie pomimo wielu prób nie dotknęły innej przynęty. Nigdy już później na ów „żółty ołówek” niczego nie złowiłem, ale trzymam go z sentymentu, dla wspomnienia tamtej chwili. Największy szczupak tamtego dnia, i jednocześnie całego wyjazdu, miał 73 cm. Metrówki pozostały w wodzie nietknięte. I chwilami mógłbym zwątpić, czy są tam rzeczywiście, ale starszy sympatyczny gospodarz miał szopę ozdobioną głowami takich szczupaków, które gdy żyły najpewniej żywiły się łowionymi przeze mnie „maluchami’. Czy to była lekcja pokory? Na pewno nie, to było zbieranie doświadczenia w przepięknych miejscach, sycenie się widokami zatoki za oknem, malowniczymi zakamarkami jeziora, z których każdy wzbudzał nadzieję na wielkiego szczupaka. Bo gdybym ja był szczupakiem, to gdzie miałbym „mieszkać” jak nie w przepięknych zatoczkach o błękitnej, spokojnej wodzie, otoczonych drzewami i zanurzonymi w czystej wodzie trzcinowiskami.
Rok drugi
6 lat wyjazdów do Szwecji cz.2
6 lat wyjazdów do Szwecji cz.3
Tekst i zdjęcia: Mariusz Zych
Zobacz też:
Jerki na szczupaka
Obrotówka na szczupaka
Przynęty szczupakowe
W drugim roku odkryłem jerki i ich niesamowitą uniwersalność w obławianiu prawie każdej wody. Przyszło mi też do głowy, że być może mam szczęście do ryb? Cokolwiek miałoby to oznaczać. Łowiłem mało, częściej trenowałem jazdę na rowerze i bieganie do zbliżających się zawodów, oraz podejmowałem szalone próby pływania w 13 stopniowej wodzie. Nie przeszkodziło mi to jednak po kilku rzutach wyjąć spod trzcinowiska szczupaka trochę ponad 83 cm. Nowe jezioro okazało się dość trudne, pogoda nie rozpieszczała, a domek leżał w prawdziwie wietrznej zatoce. I znów wróciłem zadowolony, chociaż nienasycony wędkowaniem. Przy następnym wyjeździe postanowiłem staranniej dobrać łowiska, i cały dostępny czas poświęcić na wędkowanie. A przede wszystkim zacząłem układać zdobyte doświadczenia w jakąś całość, i myśleć o dużej rybie. Trolling nie bawił mnie zupełnie, więc pozostało dobrać łowisko z dużą ilością miejscówek pod spinning.
6 lat wyjazdów do Szwecji cz.2
6 lat wyjazdów do Szwecji cz.3
Tekst i zdjęcia: Mariusz Zych
Zobacz też:
Jerki na szczupaka
Obrotówka na szczupaka
Przynęty szczupakowe
polecane dla Ciebie
Artykuły
Tym razem zabiorę Was na zmarzniętą rzekę w poszukiwaniu ryby, która choć na chwile zechce zapolować na niewielką srebrna rybkę. Celowo nie określam precyzyjnie gatunku drapieżnika na którego zapolujemy, bowiem sukcesem będzie dla nas, ...
Ostatnio coś mi się w głowie poprzewracało i wymyśliłem sobie, że połowię troszkę delikatniej. A co tam, trzeba się rozwijać i wąchać różne obszary naszego wędkarskiego ogródka. Muchówkę wymyśliłem już wiele ...
Na przepławce w Słupsku w tym roku odłowiono około 8000 srebrniaków – wszystkie w ramach kontrolowanych odłowów i dla pozyskania materiału zarybieniowego. Spośród 600 sztuk dorodnych troci z zaszczepionym czipem ...
Jesień i zima to wyśmienity czas na okazałe szczupaki, sandacze i piękne okonie. Każdy gna nad jeziora i rzeki w poszukiwaniu przygód. Pstrągi potokowe już powoli zaczynają tarło, nad większymi wodami górskimi ...
Koniec sierpnia to dla pstrągarza trudny okres. Ostatnie dni prawdziwego lata przynoszą kres sezonu i nasze wędkarstwo ogarnia dokuczliwa pustka. Niby tarło, niby cieszy oko, ale prawdziwą duszę łowcy ciężko uciszyć samymi obserwacjami. ...
Już wypływając na łowisko wiatr był na tyle silny, że przeszkadzał w swobodnym wejściu na łódkę. Kołysało niemiłosiernie. Do tego jeszcze siąpiący deszcz. Kurczę! Ja to mam pecha. Pewnie, gdybym na łowienie wybierał się sam, ...
Szczupak jest bez wątpienia najbardziej popularną rybą łowioną przez spinningistów w Polsce. Wielu z nas zastanawia się, jaka jest najlepsza przynęta na szczupaka. Które z nich dadzą nam szanse na złowienie rekordowej sztuki, a jakie ...