Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > Muchy w nosie.
2012-01-16

Muchy w nosie.

W wieku około 14 lat poznałem pewnego muszkarza. Można powiedzieć, że w tym czasie kłusowałem, bo moją ulubioną metodą stawał się powoli spinning. Wolałem jednak w taki właśnie sposób łowić pstrągi i lipienie, a nie jak większość wędkarzy z mojego otoczenia, „na robaka”.

Kiedy ujrzałem pierwszy raz tego, de facto francuskiego speca p. Pazderyna „w akcji”, na Czerwonej Wodzie koło Sulkowa, z zachwytu prawie oniemiałem. Był to spokojny i bardzo przez wszystkich lubiany człowiek, zawsze tryskający humorem. Do tego pięknie rysował i malował. Ożenił się z polską dziewczyną i zamieszkał w mojej wiosce. Krążyły plotki, że łowi ryby w „dziwny” sposób, ale ciężko było go podejrzeć. Wreszcie mi się to udało …i nie mogłem już spać po nocach… Pomyślałem sobie, że jednak jest metoda, która bije spinning na głowę. Wszystko widziałem na raz – styl, elegancję, oryginalne ubranie. Do tego dochodziło wiele jeszcze czynników, ale już natury bardziej psycho - fizycznej – bystre oko, precyzja, refleks, opanowanie… No i całość – ta niezwykła sylwetka muszkarza z wędką i sznurem, wtopiona w tło otoczenia górskiej rzeczki. Ta wizja trochę mi zamąciła w głowie i już widziałem siebie – jak z muchówką, w kapeluszu upstrzonym piórami i z wiklinowym koszykiem u boku, przemierzam kilometry górskich potoków.


Muchy w nosie.

Po roku umizgów, pokłonów, pochlebstw itp. wazeliny, zdobyłem serce Francuza, ha, ha …Wtajemniczył mnie w arkana swojej sztuki. Nie było to takie dziecinnie proste, jak obecnie… Wędziska tonkinowe, klejonki, kołowrotki, jedwabne sznury, materiały do produkcji przynęt… Teraz wystarczy pstryknąć palcem… Wtedy nie chodziło tylko o kasę. Trzeba było mieć „układy i dojścia”, aby cokolwiek konkretnego zdobyć. Cena była połową biedy. W naszym regionie, muszkarzy można było policzyć na palcach i z tego powodu „przepływ materiałów i wiedzy” był utrudniony. Organizowaliśmy „wyprawy wojenne” na Górny Śląsk, Podkarpacie, aby stamtąd targać łupy. Francuz udostępniał mi chętnie swoje imadełka i „kręciołki”. Szybko nauczyłem się wytwarzać podstawowe przynęty spinningowe.

W ten sposób rozpoczęła się moja niezwykła przygoda „z muchą”… Rzeczywiście niezwykła, bo tak jak miłość od pierwszego wejrzenia – równie krótka. Szybko pojąłem, że tak ryb łowić nie mogę… Kłóciło to się z moimi zasadami, które już miałem mocno zakodowane – nie „lepszy rydz, niżli nic”, ale wyłącznie „ tylko rydz, choćby nic”, ha, ha. W tamtych latach w moich rzeczkach i rzekach było tyle ryb, że „wydajność” muchówki zawężała się do niepotrzebnego kłucia i holu mnóstwa rybiego drobiazgu. Zanim grubszy pstrąg ruszył tyłek, dwa, trzy maluchy próbowały zgarnąć muchę. Kiedy przynęta była dobrze widoczna i widać było atakujące ją ryby – pół biedy. Wystarczyło nie reagować zacięciem.

Gorzej, gdy przynęta była w znacznej odległości i nie można było dostrzec wielkości zgarniającego ją pstrąga, lub lipienia. Niepotrzebne zacięcia i hole płoszyły konkretne ryby. Poza tym, aby łowić najefektywniej, należało brodzić… Także, w celu zachowania odpowiedniej proporcji w relacji wędzisko – linka – przynęta, używać cienkich żyłek, nijak pasujących do „potencjału” wody w tamtych czasach… To wszystko wpłynęło na ostateczny mój wybór i decyzję – szkoda marnować czas na muszkarstwo.

Mój nauczyciel i Mistrz, pomimo wielkiej różnicy w wieku i wędkarskim stażu nie mógł nawet w marzeniach zbliżyć się do dolnej granicy wyników, które osiągałem na spinning. Łowiłem z reguły na sporej wielkości woblery, wahadłówki i wirówki… Traktowałem przynęty tej wielkości, jako selektywne i wtedy ta zasada zwykle się sprawdzała. Był to koniec lat 70 – tych i początek 80 – tych i w naszych wodach było jeszcze trochę ryb, a także presja była mniejsza. Także metody, techniki i przynęty stosowane przez większość wędkarzy były zdecydowanie prymitywniejsze… Pomimo młodego wieku, już sporo wiedziałem o rybach i znałem bardzo wiele sposobów, aby sobie radzić w trudnych sytuacjach. Świadczyły o tym moje wyniki i większość wędkarzy z moich okolic je mniej więcej zna, pomimo faktu, że większość ryb zawsze wypuszczałem i nie próbowałem nawet robić zdjęć. Jednak wielu na własne oczy widziało, jak obchodzę się ze złowionymi rybami i w pewnym środowisku byłem i jestem bardzo szanowany.


Od Francuza wiele się dowiedziałem. Poznałem nową mentalność i inny sposób widzenia rzeczy. Francuzi – to niezwykły naród. Bardzo wrażliwy i kochający piękno i przyrodę. Starsi ludzie kiedyś powiadali, że chłopiec stanie się mężczyzną tylko wtedy, gdy będzie przebywał wśród prawdziwych mężczyzn… A ja zawsze powiadam : czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci… Wypuszczanie złowionych ryb, haki bezzadziorowe, wymiary widełkowe… Dla mnie te „rewelacje” są stare, jak świat. Takie „rzeczy” dyktuje potrzeba serca, a nie paragrafy. Człowiek naprawdę kochający zwierzęta nie musi działać pod prawnym przymusem. Tak samo, kochającym rodzicom nie trzeba tłumaczyć, dlaczego nie powinno się bić dzieci…
Kiedy zamykam oczy i widzę siebie z Francuzem ramię w ramię nad dolną Kwisą, doskonale rozumiem, dlaczego czułem się jak młody bóg. Był czerwiec 1983 roku. Rójka jętki. Staliśmy po pas w wodzie i prawie każde narzucenie kończyło się holem, lub braniem pstrąga, lipienia lub klenia. Nigdy nie zapomnę jego zachrypniętego głosu :”Młody, młody, sphenżaj się. Co ty wyphawiasz…To subtelna sphawa, anie bat na końską dupę…” . No i to „Ha, ha…”, którym ja teraz się posługuję, ha, ha… Lubił mnie Stary p…liz… ”R” także nie pothawię wymawiać… Już wtedy wiedziałem, co to jest elitaryzm i kiedy się budzi… Już wtedy poznałem różnicę między rzemiosłem, a wyrobnictwem… Już wtedy dostrzegłem magię finezji rzutów i ruchów w rytmie bicia serca przyrody… Słowa Maestra : „Rybę, tak, jak motyla – przyjemniej jest wypuścić, niż złapać…”. I nigdy, nigdy nic nikomu nie zazdrościł… To był jego świat i jego klocki… Mówił, że każda zabawa ma swoje reguły i należy ich przestrzegać. On stworzył swoje reguły. Uważał, że są mądre i nigdy ich nie łamał. Póżniej zapytał się, jakie są moje… Kiedy mu je wyznałem, po krótkim namyśle i spojrzeniu mi głęboko w oczy, równie krótko stwierdził: „Dobha, nadajesz się… Mów mi na ty… Powiem ci kilka rzeczy, któhe uważam, że są moją tajemnicą…”. I powiedział…


Nieraz ze smutkiem przeglądam internetowe strony… Czuję, że wchodzę w zupełnie mi obcy i wrogi świat. Tak mało w nim szacunku i uznania nie tylko dla starszych ludzi, ale i zwierząt… Tutaj prawie każdy chce być lepszy od innego. Za wszelką cenę. Szuka się haków nie tylko na ryby, ale i na ludzi… Powstają oszołomskie teorie wypracowane przed monitorem. Komercja, autopromocja i reklama zdominowała umysły. Naturalne instynkty są tłumione przez egoistyczne rachunki osobistych strat i zysków. Na oczach tysięcy ludzi dziesięciu gówniarzy bezkarnie kopie leżącego starszego człowieka i nikt go nie broni…
Dobrze, że już Stary Mineciarzu nie żyjesz… Nie musisz tego oglądać… Ja , niestety, jakiś czas jeszcze muszę się z tym męczyć. Muszę oglądać zboczeńców, którzy po długiej sesji zdjęciowej dają rybie buzi… Muszę wysłuchiwać świrów, którzy uważają, że są najetyczniejsi z etycznych i jednocześnie buciorami rozdeptują malutkie rybki , głosząc wyższość jednego haka nad drugim… Niestety, po Rewolucji Francuskiej zostały tylko hasła… Haseł i deklaracji wszędzie jest pełno… Znikają gdzieś po drodze, jak mokra mucha znika w prądzie górskiej rzeki… Tak samo krętym i pełnym wirów, jak ludzkie życie…

Autor: Sławek Szuszkiewicz


Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

Zimowy łowca
Zimowy łowca
Były takie lata, że uwielbiałem łowić szczupaki. Przed chwilą zajrzałem do swojego pamiętnika. Oto moje niektóre spostrzeżenia dotyczące dużego szczupaka: notoryczny leń, potrafiący całymi minutami, a nawet godzinami obserwowac ...
wędkarstwo skandynawia
wędkarstwo skandynawia
Od kilku lat zimowe wieczory spędzam nad mapą Skandynawii. Wówczas powstają w głowie marzenia, które jak się okazuje, można czasem przy odrobinie sprzyjających okoliczności zrealizować. Wymyśliłem sobie kiedyś rzekę, w ...
wobler jerk na szczupaka
wobler jerk na szczupaka
Do napisania tego tekstu skłoniły mnie zapytania naszych klientów, dotyczące zastosowania wielu przynęt z oferty CF. Na początek postanowiłem podzielić się z Wami spostrzeżeniami na temat jerków. Wybór wynikał przede ...
pstrąg
pstrąg
Minął dokładnie rok. Wyobraźnia pompowana wspomnieniami z poprzedniego razu podpowiadała, że przed nami wyjątkowy tydzień. Tydzień w wędkarskim raju, usytuowanym w lesie nad Łupawą. Z pierwszymi rzutami pierwsze nadzieje, zaczęliśmy ...
jigowanie
jigowanie
Jigi – czyli przynęty zamontowane na jigowych główkach. To taka najprostsza definicja tejże przynęty. Wielu wędkarzy tego typu przynęty bezwzględnie łączy z pstrągami bo włąśnie w pudełkach wędkarzy łowićych kropki jigi ...
okoń na cykadę
okoń na cykadę
Cykady na okonia Jest to przynęta, jakby stworzona na okonia. Właśnie dlatego ta ryba znajdzie się na pierwszym miejscu mojego opisu doświadczeń z nią i tą przynętą związanych. Nie ma przynęt doskonałych i uniwersalnych, dających ...
st.croix
st.croix
St. Croix to firma powstała w 1948 r., z siedzibą w Park Falls, Wisconsin. St. Croix łączy tradycję z nowoczesną technologią, będąc prawdopodobnie jedyną marką wędek, która obok projektantów zatrudnia także ...
brzany na spinning
brzany na spinning
Szczęśliwi są ci wędkarze, którzy mieli okazje obserwować spławiające się brzany. Widowisko jest wyjątkowe. Zazwyczaj dzieje się to w przepięknej scenerii, jak wschód słońca nad parującą rzeką. Lustro wody miejscami tylko ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.21 s