Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > BLOG
blogi
Blogi
2012-12-09 00:00
ATAK.

Podobnych do mnie “pstrągarzy”, wędkarzy starej daty, już prawie nie ma… Szybko wymierający gatunek. Na pstrągach całymi tygodniami. Trzy dni to niedosyt… Iść, iść przed siebie, byle do przodu, aby jak najwięcej zobaczyć i poznać… Każdy nowy meander rzeki to szybsze bicie serca. Spałem pod wiatami przystanków autobusowych, pod rzecznymi mostami, w stogach, w dziurach, w ruskich ziemiankach, pod byle kawałkiem folii… W plecaku jedynie zapasowy kołowrotek, nóż, zapałki, latarka, jakaś szmata, trochę agrafek i różnych narzędzi,, papierochy, no i … książki, a właściwie atlasy przyrodnicze. Reszta to przynęty, przynęty… Piłem wodę z rzeki, albo ze źródełek… Nigdy nie czułem i nie czuję głodu, gdy przeżywam coś pięknego. Kiedy zostały resztki sił, zabijałem rybę, bo instynkt nakazywał coś zjeść… Pospiesznie piekłem ją nad ogniskiem i jeszcze szybciej łykałem - mój czas i moje życie wtedy, w tamtej teraźniejszości było przeznaczone innym celom, jedzenie człowieka jest takie trywialne i zajmuje tyle drogocennych sekund… Pierwszym celem był szum wody na rzecznych progach, świst zimorodka i młynkująca w rozbryzgach piany dzika, górska ryba. Drugim - testowanie różnych przynęt.

I kiedyś, gdy  trzęsłem się z zimna cały mokry przy ognisku i kręciłem przebitą patykiem rybą, wyskoczyło z wysokich traw dwóch młodych wędkarzy i prawie pędem do mnie… “Głodni, czy zmarzli?” zdążyłem pomyśleć. Fakt, wyglądałem, jak wzorcowy lump - kłusol… Zarośnięty orangutan, brudny i na pewno śmierdzący m. in. ubitym przed chwilą pstrągiem… Do tego podziurawione spodnie i  trampki. Pięć dni nie widziałem człowieka, dwa dni nic nie jadłem. No i oni… Nowa fala. Zawsze eleganccy, czyściutcy, świeżo ogoleni, zapach wody kolońskiej lekko potrząsnął moim pustym żołądkiem. Firmowe ciuchy, spodnio - buty goretexy i te pieprzone wielkie kapelusze z poprzyczepianymi błyskotkami… Na przelotkach St. Croix dyndały nowiutkie, jakby nigdy nie tknięte Rapalki. Estetykę całości psuły jedynie poszarpane i bardzo suche podbieraki muchowe. “Kartę Pan masz?” Wygrzebałem zniszczone., półmokre papiery… Kątem oka dostrzegłem zdziwienie i krótkie zakłopotanie. “Ale o “no kill” Pan słyszał?. Jak wszyscy będziemy sobie ucztować nad brzegiem rzeki, to co w niej zostanie?”.  “Nasze wspomnienia…” odpowiedziałem… Odeszli. Z oddali usłyszałem zgodną opinię, że niby ze świrem nie ma co dyskutować…

A dwa tygodnie wcześniej pod Świętoszowem ruscy mówili “Machniom? Masz kałacha, dawaj kręcioła…”. Kiedy odmówiłem, ich komentarz był krótki : “Durak Sasza, och durak…”.

Pisząc to, chcę zwrócić uwagę na dwie skrajności i różne podejścia do pstrągowania, a właściwie do wędkowania w ogóle. Nie mam przecież nic przeciwko nowoczesności i higienie… Sam nieraz wystroję się na łódkę, jak wenecki gondolier… Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że obserwuję “losy” tych dwóch wtedy młodych ludzi… Minęło dziesięć lat… Są we władzach związku i mają wielki wpływ na wiele wewnętrznych rozwiązań. Tylko jeden z nich złowił w całym swoim życiu pięćdziesiątaka. Wiem, że po serii kilkunastu zdjęć próbował (próbowali?) go wypuścić… Niestety, pstrąg jakoś “dziwnym trafem” nie chciał odpłynąć… To w zupełności usprawiedliwiło, rzecz jasna, pozbawienie go życia… Spotykam ich czasami nad Kwisą, Bobrem… Są, jak papużki nierozłączki… We dwóch zawsze łatwiej obić ryja gumofilcowi, albo np. “zadziorowcowi… Nadal ich poszarpane i suche podbieraki nie czują śluzu grubego pstrąga, a wielkie kapelusze utykają wśród gęstwiny krzewów… Nie rozumieją mowy górskiej rzeki, która szemrząc wśród głazów mówi : “Czapki z głów palanty…”… I nadal będą latami tak kroczyć wzdłuż rzek, zanim następny naćpany pstrąg chwyci którąś z ich przynęt. A jednak “brylują” na jednym ze znanych portali wędkarskich i udzielają “bezcennych rad”… Jednak potrafią zrugać młodego “żółtodzioba”, który śmie napomknąć coś o akcji X, albo o jakichś tam “mykach”… Udzielają “instrukcji”, jak powinna wyglądać sztuczna, wędkarska przynęta i jakie posiadać walory. A jak… Fachowcy. Mało tego… Tacy, jak oni opanowali Internet w okresie jego raczkowania w naszym kraju - takie “duety” połączyły się w zwarte grupy towarzystw wzajemnej adoracji, lub wspólnych interesów.  Nie dopuszczają, lub z wielkim trudem przyjmują wszelkie nowości i inne spojrzenia na pewne zagadnienia. Często krytykują stary beton związkowy, choć tak naprawdę są jednym z jego kamyczków, a co najmniej podobnym fizycznie związkiem…

Moje życie, to wędkarstwo w prawdziwym tego słowa znaczeniu i swoje wiem… Górska rzeka mówi : “Musisz być dziki i piękny. Bezlitosny i zimny. Musisz omijać przeszkody, pędzić i burzyć za sobą mosty. Ale musisz potrafić zwolnić i się zatrzymać w dolinie krokusów i stracić dech wśród czerwcowych łąk. Tak, jak ja… Wtedy Cię pokocham…”.

Nie dawajcie się “młodzi” bajerować przez cwaniaczków… Pomyślcie, kim mógłbym w wędkarstwie teraz być, gdybym nie wyskakiwał przed orkiestrę i grał w zgodnym rytmie… Wolę jednak być naturalny i mieć kilku równie naturalnych i prawdziwych przyjaciół od setek fałszywych… Szybko zatrzymuję się i piszę, co w danej chwili czuję i pędzę dalej, ha, ha… Tak, jak ONA… Moja jedyna i największa miłość, GÓRSKA RZEKA. Mam nadzieję, że Danuśka tego nie przeczyta…

Witaj Zimo!
2011-12-14 00:00

WITAJ ZIMO…


Wreszcie jesteś…Tak długo czekałem na Ciebie. Witam Cię z otwartymi ramionami i łzami w oczach, które zimny wiatr próbuje wyrwać mi spod powiek. Czekałem na Ciebie, jak niemowlę na matczyny sutek. Świder wyostrzony, nowe żyłki nawinięte, zapasy kiwoków, błystek i mormyszek uzupełnione…Do pełni szczęścia brakuje mi tylko Twojej  dobroci i wyrozumiałości. Musisz być ostra i zimna, jak flacha mocnego trunku wyciągnięta z zamrażarki. Nie lubię Cię, gdy kaprysisz i zachowujesz się, jak zdesperowana baba…Raz masz chmury w oczach, raz słońce; raz mrozisz żyły swoim zimnym spojrzeniem, aby za chwilę z fałszywym ciepłem próbować mnie przytulić do piersi…Nie, nie chcę Cię takiej…Masz być taka, jaka powinnaś być – mrożna i bezlitosna…Jak Królowa Śniegu z baśni Andersena.  Musisz skuć lodem wszystkie zbiorniki na co najmniej trzy miesiące…Tak, jak wtedy…1995/96. I uważaj! Bo poszukam sobie „nowej mamusi” np. w Norwegi…


No, dość tych roszczeń i marzeń…Wiadomo, jak będzie…Na nową mamusię mnie nie stać,  a „stara” będzie taka, jak zwykle…Nieprzewidywalna, jak wszystko w Polsce…Żeby chociaż połowić z kilkanaście dni…Pamiętam pewną zimę, jak tylko kilka dni można było wejść na lód…Dałem wtedy dupy, bo była jakaś ważna robota, nie wziąłem urlopu i normalka - w piątek zmiana pogody, całą noc deszcz i …w wolną sobotę mogłem tylko podreptać z ugotowanymi nerwami wzdłuż brzegu…Robota nie zając, a lód jest zwykle taki, jak „polski lud”…Przeważnie kruchy, zalany wodą i cieniutki, jak Bolek.


Nie lubię łowić na „pierwszym lodzie”, chociaż zwykle z niego wyciąga się najwięcej ryb. Nie bawi mnie duża ilość brań i ciągle mokre dłonie. Znam „specjalistów”, którzy chwalą się setkami złowionych okoni w ciągu dnia. Wg mnie tacy sami z nich „specjaliści”, jak wśród myśliwych „kaczy śrutownicy”, albo „pogromcy” zajęcy…


Uwielbiam wczesny świt i urok całej ceremonii podlodowego łowienia. Skrzypiący pod nogami śnieg, szczypiący nos i uszy wiaterek. Wkoło biel i pokryte nią plamami czarno – brązowo - ciemnozielone  góry…Pierwsze uderzenie pierzchni, albo zgrzyt świdra…Sygnał padł. Startujemy. A kto nie lubi wpuścić „robaczka” do dziewiczej dziurki…No kto?


Choć nie wierzę w Boga, to jednak pragnę Go i chcę, aby był. Bo nie wierzę także, że tyle pięknych chwil los dał mi przypadkiem. Ot, tak sobie…Masz Sasza i się ciesz, albo nie…Piękno marszczy mi nos i wyciska łzy, które siłą woli wgniatam z powrotem. Na swoje miejsce, głęboko ukryte. Godne mężczyzny. Wędkarstwo to „zajęcie”, na które powinno się zasłużyć. Choćby jedną, jedyną, z „siłą” schowaną łzą…I żeby właśnie Bóg to ujrzał…


Stary, dobry wobler...
2010-09-28 13:51
Człowiek z wiekiem prawdopodobnie mądrzeje i nabiera powoli coraz bardziej racjonalnego i praktycznego stosunku do rzeczywistości. Kończą się fascynacje, miłości, uniesienia, wzloty i twardego tyłka już nie stać na bolesne upadki…Rany goją się dłużej i są bardziej bolesne. Ja jestem na krawędzi dwóch stanów; jednego dnia jestem młodym, pełnym pomysłów człowiekiem, żeby następnego dnia ze zwieszonym nosem (szczególnie przed lustrem) popaść w zły nastrój i z rezygnacją przyjąć myślenie starego zgreda. Bujam się na tej krawędzi, jak naćpany jegomość na przydrożnym krawężniku…
Mój stosunek do woblerów był i jest taki sam, jak do kobiet. Kiedyś patrzyłem na piękno. Harmonię linii i kształtu. W głębi dużych i wyrazistych oczu szukałem tajemnic możliwości. W nakładających się łagodnie cieniach kolorów szukałem spełnienia swoich dziecięcych i kolorowych snów. Idealna krągłość kształtów i rytmicznie, kusząco kręcąca się i biksująca pupeczka, błyskająca odkrytym nad nią boczkiem… Taki miał być wobler – ideał i koniec gadki. Dziś jest zasadniczo inaczej. Nie musi być piękny, ani super wymalowany. Nie musi być idealny w linii i kształcie. Nie musi bezbłędnie, rytmicznie pracować pupką; więcej, wskazane, aby jak pijana stara baba, od czasu do czasu potknął się na kamieniu, zatoczył i wężem próbował złapać równowagę. Zamiast prania i gotowania niech potrafi mi towarzyszyć i być pomocnym w trudnych sytuacjach. Nie wymagam od niego zbyt wiele, ale w pewnych sytuacjach chcę,żeby zachowywał się tak, jak na to liczę, czyli w sposób przewidywalny i pewny, z góry ustalony i niezmienny. Jesteśmy już przecież tak bardzo „dorośli”. Ja i mój stary, i dobry wobler…

Zmiana.
2009-09-15 08:03
Wreszcie "Mamuśka" zgodziła się na moją "przeprowadzkę" do Sulikowa. Internet dla wielu "kościelnych babek" to "diabeł wcielony". Ciągłe poruszanie między Zgorzelcem, a Sulikowem wykańczało mnie fizycznie i psychicznie, że już o ekonomicznym nie wspomnę, ha, ha..Teraz koledzy "zabawimy się", bo wędkarstwo to przecież zabawa. Kto tak nie sądzi, niech podniesie rękę z wędką do góry????

Internet
2009-01-23 08:48
Minął właśnie rok poznawania zupełnie nowego dla mnie świata. Przekonałem się, że rzeczywiście jest to świat niezwykły i wraz z telefonem komórkowym sprowadza wszystkie wynalazki ludzkości do piwnicy. Jest nie tylko wynalazkiem, już stał się i ciągle będzie ojcem następnych odkryc i motorem postępu ludzkości. Kiedyś ludzi w szybkości postępu cywilizacyjnego hamowała ślimacza informacja i brak odpowiednich warunków do jej wymiany. Technologie i nowe pomysły zdobywano przy pomocy wojen, tortur i innych równie mało humanitarnych środków. Często przypadkowo, o ile celem napaści była grabież, lub „nawracanie niewiernych”. Teraz ludzie mogą pokojowo dzielic się radością swojej wiedzy. Nie muszą z mieczem i katapultą zaspokajac pragnienia swojej ciekawości. Wystarczy do tego użyc małej elektronicznej myszki. No, właśnie – myszki. A biedne zwierzęta? Nie rozwijają się tak szybko, nie nadążają a człowiekiem, stoją wręcz w miejscu, bezradne…
Spójrz w oczy zwierzęce, człowieku…I opamiętaj się. Jeśli masz w sobie choć odrobinę tych cech, które tak z dumą podkreślasz, bo właśnie one Cię od zwierząt różnią – to dostrzeżesz w nich niemy okrzyk rozpaczy i usłyszysz ciche, piskliwe wołanie o litośc.

Melancholia jesieni.
2008-10-05 00:29
Siedzę sobie w sulikowskim warsztacie i spoglądam przez okno. Moja mama ma piękny ogród, pełen przeróżnych kwiatów, krzewów i drzewek ozdobnych. To Ona nauczyła mnie kochac rośliny, zwierzęta, przyrodę w ogóle. Teraz wszędzie robi się złoto ( ulubiony kolor kobiet, pstrągarzy i złodziejów ), jakby kamień filozoficzny wreszcie się odnalazł. Patrzyłem się na kwiaty i ogarnął mnie smutek. Jesienią, złotego czasu odchodziłem od swoich żon i razem z nimi zostawiałem, niestety, czteroletnich synków. I właśnie tu, w Sulikowie. Przez swój egoizm i fanatyzm zostawiłem dwójkę małych dzieci, bo honor i wędkarstwo były jak zwykle najważniejszymi sprawami...Zawsze mówię, że w swoim życiu niczego nie żałuję...Ale kiedy przychodzi jesień - widzę wielkie ze zdziwienia oczy Kacpra i słyszę jego pełne rozpaczy pytanie : " Tato, gdzie ty idziesz ? ". Kiedy coraz zimniejszy wiatr porusza spadające po chwili złote liście marszczy mi się nos, a oczy robią wilgotne... Czy naprawdę niczego w swoim życiu nie żałuję?...

Start
2008-09-28 17:34
Witam wszystkich!
Dośc długo zastanawiałem się, czy mam "zablogowac". Wydawało mi się to zjawisko trochę dziwne. Mam sam ze sobą gadac? Co prawda na rybach nieraz, po tygodniu samotności rozmawiałem ze Sławkiem Szuszkiewiczem i innymi dzięciołami, ale tu, w tym miejscu i tak publicznie? Jakiś wewnętrzny imperatyw dziś każe mi wystartowac - właśnie dziś i popiera go intuicja. Ona nigdy mnie nie zawiodła, kieruje moimi słowami i każe mi mówic: "Wyjdż Sławek wreszcie z tego swojego głuchego i ciemnego lasu i wróc do ludzi,i powiedz wreszcie to, co wiesz o zwierzętach, powiedz przede wszystkim to, co wiesz o rybach". No cóż, muszę zaufac swojej intuicji. Chyba będą "jaja", ale napewno wszystko dobrze się skończy. Wtedy mój ostatni blog będzie miał tytuł : "Meta".

Oceń blog
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.12 s