dn 21-06-2008 - rekord pobity !!!
|
2008-06-22 14:24 |
W piątek jeszcze przed snem kontaktuje się z Remikiem i ustalamy że ok. godziny 8.00 ruszamy na Wisłę w poszukiwaniu sandaczowych miejscówek. Spać jakoś nie mogłem, przegapiłem i budzik i telefony od Remika. Obudziłem się jakoś po 10.00 rano. Szybki prysznic, w między czasie zrobiła mi się kawa. Dzwonie do Remika, właśnie jedzie na Suma, też się później obudził. Ma na mnie tam czekać i ustalimy co robić dalej. Piję kawę ale jakoś na jedzenie nie mam ochoty. Sprzęt spakowałem już wczoraj więc biorę co jest i do samochodu. Po drodze tankuje i po kilkunastu minutach parkuje pod przystanią Sum. Jeszcze tylko spacer przez busz i witam się z Remikiem. Złowił w między czasie jednego szczupaczka na wypływie. Zjadł też sobie kiełbaskę z ogniska ( że też nie mogłem o tym pomyśleć :/ ) Woda niska, decydujemy się na łowienie wzdłuż kamienistych burt opaski. To jednak nie moje łowienie, ja nie lubię tak siedzieć i czekać aż coś weźmie, lubię aktywnie prowadzić przynętę. Remik to zauważa, decydujemy się na przejazd w miejsce jesiennych połowów, dokładnie naprzeciw miejsca gdzie w tej chwili łowimy. Dwadzieścia minut i już idziemy przez kopalnie piachu, w dole zatoka, płyto ale ryby ochoczo żerują. Jazie zbierają jakieś owady z wierzchu, bolenie uganiają się za stadami uklei. Rozkładamy wędki i próbujemy mimo braku odpowiednich przynęt skusić coś do brania. Remik ma coś na cykadę lecz ryba spada zaraz po braniu. Ja mam puknięcie w małą rapalkę. Idziemy dalej. Po karkołomnym marszu przez krzaki i piach docieramy na miejsce. Niestety najlepszy dołek okupuje gruńciaż. Stajemy z prawej strony. Kilkanaście przepuszczeń gumy kończy się zerwaniem 6 przynęt. Kamienie i dwa zatopione drzewa robią swoje. Po wyżej, na przelewie buszuje boleń. Przez chwile łamie się czy nie spróbować go dostać ale jakoś nie mam weny. Ruch krzaków za nami i następny „Wiślany” wędkarz przedziera się na miejsce. Staję pomiędzy nami i tym drugim. To już bezczelność. Ciężarek od jego gruntówki ląduje na łowisku Remika. Brak słów. Wymiana spojrzeń i idziemy na sam koniec cypla. Tam jest pusto , a i dno bardziej urozmaicone. W zeszłym tygodniu Remik był tu z Jozkiem, który wyjął szczupaka 50cm. Mieli tez kilka pstryknięć sandaczowych, z czego Remik jednego miał chwile na wędce. Pierwsze rzuty, badanie dna, dobieranie ciężaru główki. Remik pokazuje ślad na ogonie po braniu sandacza. Znaczy się są, teraz tylko dobrać przynętę. Remik zakłada wobka, którego obiecał mi pokazać ( podobno będę mógł nim machać castingiem ) Zdaje się Migdał 7,5cm złoty z czarnym grzbietem. Lata bardzo ładnie, nie kręci się w powietrzu. Praca migotliwa, dosyć drobna ale wyraźna. Właśnie koncentruje się na prowadzeniu gumy, gdy słyszę słowa remika – mam rybę- i widzę wygiętego Talona. Zwijam swoją wędkę w pośpiechu, odkładam i szukam gripa. Cholera zapomniałem spakować. Trudno jakoś sobie poradzę. Po walce ryby obaj stawiamy na dużego sandacza. Moc i elastyczność wędki nie pozwala rybie na dłuższe ucieczki. Remik holuje z wprawą doświadczonego wędkarza. Bliżej brzegu ryba wykonuje kilka nagłych zwrotów i zdradza kim jest, to nie sandał to wielki szczupak. Wobek tkwi mu w kąciku szczeki. Tylna kotwica wydaję się pewnie trzymać. Schodzę nad samą wodę, ale mam problem z ustaniem, błoto i piach usuwają mi się z pod nóg. Kilka prób naprowadzenia olbrzyma w moim kierunku kończy się gwałtowną ucieczką na wodę. Mówię do Remika- musisz zdecydowanie go zawrócić i dawaj do mnie inaczej wejdzie Ci w ten krzak z prawej- kolega posłuchał rady i po chwili łapie „krokodyla” za pokrywy skrzelowe. Mocne szarpnięcie, noga ześlizguje się z brzegu i prawie po pas zanurza się w wodzie, rybę jednak trzymam mimo wszystko. Powoli gramole się na brzeg. Wychodzę na bezpieczny grunt. Remik nie może uwierzyć. Ręce i nogi trzęsą mu się tak że nie może odebrać ode mnie ryby do zdjęcia. Kilka głębokich wdechów i robimy szybką sesję zdjęciową. Mierzymy, równo 96cm, tylko 4 cm zabrakło do metra. Ale to i tak Jego rekord życiowy w tym gatunku. Bierze go ostrożnie i wkłada do wody. Kilka chwil, ryba dochodzi do siebie i spokojnie odpływa. Gratuluje koledze, cieszymy się obaj. Remik dzwoni do ojca i brata. Napięcie powoli opada. Zaczynamy łowić dalej, w końcu miały być sandacze. Krzaki za nami się ruszyły. Pewnie „mięsiarze” przyszli zobaczyć co to za zamieszanie u nas było, a tu niespodzianka- Dzień dobry, społeczna straż rybacka, dokumenty do kontroli poprosimy- odezwał się jeden z panów. Lekko zdziwiony, ale mile zaskoczony wyciągam kartę i podaje do sprawdzenia. Rozmawiamy jeszcze trochę, dostajemy numer telefonu do Policji Rzecznej ( to w razie zauważenia klusoli ) i Panowie odchodzą na dalszy patrol. Cieszy nas obietnica częstszych kontroli na tym odcinku, bo ryb jakby więcej ale i klusoli też. Łowimy jeszcze z godzinę. Mamy kilka brań, jeden obcięty ogon w twisterze i kilka dziur w ripperach. Około 15.30 pakujemy się i wracamy do samochodu. Dzień uważamy za bardzo udany. Nie co dzień ma się takie emocję :)
|
dn 20-06-2008
|
2008-06-20 21:47 |
Niedawno wróciłem z pracy... Miałem strasznie upierdliwy dzień. Szef czepiał sie o wszystko. Siedzę przed kompem i jakoś nic mi sie nie chce, nawet iść do chłopaków nad wodę zapolować na sandałki. Otworzyłem sobie piwo i sączę powoli. Zaraz chyba zrobię sobie gorącą kąpiel, do tego szklaneczka whisky z lodem, poleżę tak z pół godziny walne sie do wyrka spać. Jutro w końcu tez jest dzień. A rano mamy z Remikiem wyskoczyć nad Wisełkę....
|
dn 19-06-2008
|
2008-06-19 18:35 |
Szybka decyzja, umawiamy sie na 6.30 zaraz po mojej pracy, pakujemy sprzęt i jedziemy na żwirownie oddalona o 100km. Droga względnie pusta, docieramy na 8.00, sprzęt do łodzi, dopinam silnik, echo i już po chwili stoimy na pierwszej podwodnej górce. W koło nas pływają z płetwami nad woda, wygrzewając sie majestatycznie olbrzymie karpie, a pobliskich krzakach, słychać i widać też, tarło tych ryb. Woda aż sie gotuje, a krzaki ruszają sie tak jak by miały zaraz oderwać sie od brzegu i zanużyc w głębinie. Mamy po trzy kijki. Jeden lajcik, jeden do średnich przynęt i jeden do jerków. Wszystkie pod multiki. Rzucamy, zmieniamy przynęty i kije, ale ryby jakoś nie bardzo chcą brać. Chmury które towarzyszyły nam przez całą podróż, gdzieś sie rozpłynęły i słońce niemiłosiernie przypiekało. Ściągamy koszulki, smarujemy sie kremem z filtrem. Przynajmniej skorzystamy i sie opalimy. Zmiana miejsca, mam pierwsze branie na wahadło, ryba spina sie po dwóch szybkich odjazdach. W końcu coś :) Rzucamy jakby z większym przekonaniem. Niestety następne 1,5 godziny upływa bez dotknięcia. Nie licząc trzech urwanych przynęt na zaczepach. Znów zmiana miejsca, stajemy pomiędzy dwoma górkami, które nawet gołym okiem widać (chyba opadła woda co najmniej o metr) Marcin zakłada slidera 10 i posyła pod brzeg. Czeka aż opadnie, pierwszy ruch kijem i walniecie. Ryba nie jest duża ale przynajmniej coś żywego na końcu wędki. Szczupak ok 50cm, odpinam go w wodzie i zwracam naturze. Ja rzucam kijkiem 8 lb małą cykadką. Może jakiś okoń sie skusi. A są tu byki nawet po 2kg. Zmieniam cykady kilkakrotnie, bez efektu. Zostaję przy srebrnej, na taką samą brały mi w zeszłym roku okonie u mnie nad jeziorkiem. Rzut, opad i zaczynam prowadzenie. Widzę już jak wychodzi do powierzchni. Wyciągam i w tym momencie podnosi sie cielsko olbrzymiego szczupaka, długie na jakieś 120cm i wysokie w kłębie na 25-30cm. Nogi mi sie ugięły, a ten stoi i wachluje sobie płetwami jakby nas tam nie było. Krzyknąłem do Marcina - zobacz jakie bydle - w tej samej chwili szczupak zrobił zwrot i dał nura w dno. Marcin zdążył zobaczyć wielki ogon i gejzer wody. Ciekawe jak długo bym go utrzymał na kijku do 7g, żyłce 3kg i Presso :D Ożywiło nas to bliskie spotkanie z "krokodylem", machamy to tym to tamtym. Zakładam malutką wahadłówkę robioną ze skrzydełka longa. Pierwszy rzut i z opadu puknięcie, zacinam i już holuje szczupaka. Bliźniak tego Marcinowego. Odpinam i do wody. Zmieniamy miejsce na nasza ulubiona zatokę. Przez godzinę zero brań. Ustalamy że jeszcze 2 godziny i spływamy. Marcin zakłada dużego Prologica, rzuca i coś dziwnego dzieje sie z wobkiem. Niby coś ma ale jakoś nie bardzo sie to rusza. Dociąga do łodzi, na końcu wobka plecionka. Ciągnie dalej w nadziei że może jakaś przynęta będzie i tu niespodzianka, plecionka zaczyna mu z rąk uciekać :P Chwyta mocniej i holuje zdecydowanie. Przy łódce pokazuje sie przyzwoity sandacz. W przełyku ma hak na przyponie wolframowym. Wypinam delikatnie biedaka, robimy szybką fote i do wody. Wracamy trolując. Ja na pusto, a Marcin zapina na DT dwa szczupaki takie jak wcześniej. Dzień średni, ale nad wodą byliśmy, a to liczy sie najbardziej. w drodze powrotnej dyskutujemy o tym co było, omawiamy swoje błędy i planujemy następną wyprawę...
|
dn 16-06-2008r cd...
|
2008-06-17 00:16 |
Po obiedzie druga tura łowienia, ale jakoś ryby tego nie doceniły, nasze starania spełzły na niczym. No nie licząc trzech okoni i szczupaczka jakie mi sie trafiły. Bardzo słabiutko. W tygodniu może wyskoczymy nad Wisłę. Remik namierzył fajne miejsce. Trzeba będzie zabrać mocniejszy kijek, grubszą plecionkę i odpowiednie przynęty na sandała. O efektach niebawem napiszę :)
|
dn 16-06-2008r
|
2008-06-16 11:53 |
Dziś wyskoczyliśmy z Remikiem na okonie. Mimo dobrej pogody nie bardzo miały ochote współpracować :/ Ja miałem dwa brania, jeden wyjęty, drugio mi spadł. Remik początkowo bez brań, a pod sam koniec uderzył mu szczupak i pociął gume. Wracając zatrzymaliśmy sie przy kanałku i zobaczyliśmy coś co bardzo nas ucieszyło. Po wieloletniej nieobecności pojawiły sie w moim jeziorku cierniki i kiełbie :) to oznacza że woda sie czyści. Oby tak dalej...
|
dn 15-06-2008r
|
2008-06-15 20:22 |
Dziś miałem popływać na pływadełku za okoniami, ale jakoś nie było weny. Po 9.00 rano wyskoczyłem połowić z brzegu, pogoda dopisywała, choć mogło być mniej słońca. Zrobiłem kilka wahadełek i przy okazji postanowiłem je przetestować. Miałem kilka brań, ale nic specjalnego. Za to namierzyłem gdzie stoją okonie i to w zasięgu rtzutu z brzegu.
Po obiedzie wyciągnęła mnie dziewczyna na kocyk. Mi w to graj bo będę mógł sobie porzucać :P Warunek jaki musiałem spełnić czyli miejsce wybrać takie żeby było trochę słonka i cienia idealnie pasował do namiaru z rana. Ok 15.30 byliśmy już na miejscu. Założyłem zieloną cykadę ( troszkę inna niż Sławka ) i już w pierwszym rzucie mam okonia. Następny rzut i znów okoń. Po kilkunastym zacinam coś bardzo dużego, cały czas wali mi w dno i nie daje sie podciągnąć. Po szarpnięciach jestem prawie pewny że to okoń ale dopóki nie zobaczę pewności mieć nie będę..... I nie zobaczyłem, bo ryba zrobiła nagły zwrot i wpłynęła w grążele, gdzie skutecznie sie wypięła. Zły na cały świat rzuca dalej. Okonie biorą cały czas. Zaczynam zmieniać przynęty. Brania są na większość ale tylko na tą zieloną zdecydowanie mocniejsze i pewniejsze. Dużo mam spadów, może przez tą plecionkę? Jutro chyba zmienię na żyłkę i zweryfikuje. Kończę łowienie ok 19.00 i idę na chwile do kolegi na cypelek. Zwija sie więc wykonuje przy nim kilka rzutów, wyciągając jeszcze dwa okonie. I tu kończy sie łowienie, kolega stał przy mnie, a ja zbyt mocno wysunąłem kij w tył i zaczepiłem go za kamizelkę robiąc przy tym mega brodę na multiku. Różne rozplątywałem ale ta mnie pokonała. Problem z głowy , teraz i tak muszę coś nawinąć czyli żyłkę.
Jutro testy, napiszę jak wrócę :)
|
dn 10,11-06-2008r.
Łowie często na małych jeziorkach, często zarośniętych w linii brzegowej. Problem jaki tam występuje to nie brak dostępu do wody, ale raczej brak odpowiedniego kąta na poprowadzenie przynęty. Odniosłem nieodparte wrażenie, że rzucając na wodę i ciągnąc przynętę do brzegu ryby często odprowadzają lecz nie kwitują pobiciem. Zacząłem sie zastanawiać jak by je tu przechytrzyć. Pierwsze próby to spodniobuty, ale te dawały mały zakres poruszania sie, bo przy brzegach od razu robi sie dosyć głęboko. Trzeba było szukać dalej. Myślałem o małej łódce, może pontonie. Tyle, że nie miałem pomysłu gdzie mógłbym to trzymać w czasie kiedy nie było by używane. I nagle przyszło olśnienie, belly boat, inaczej zwane pływadełkiem. Jest stosunkowo małe, lekkie i bez problemu można to wszędzie schować w domu.
Więc pomysł już był, zostało tylko poszukać i kupić. Tylko gdzie? Na naszym rynku co prawda można było to kupić, ale raz że drogo, dwa że trzeba czekać ok. 3 tygodni na odbiór. Więc może jednak z jakiegoś internetowego sklepu w USA? Suma sumarum w zakupie pomógł mi pewien kolega z wędkarskiego forum i już niebawem stałem sie posiadaczem ślicznego zielono-brązowego pływadełka. Jeszcze tylko płetwy, pompka i jakaś mała kotwiczka. Skompletowanie całości nie zajęło mi wiele czasu, za to pogoda ( w końcu to marzec ) nie bardzo nadawała sie na testowanie nowego nabytku. Czas mi sie strasznie dłużył. Dzień za dniem niczym lata. Wiosna po wielkich bólach dotarła i do europy ale jakaś taka nijaka, mało słońca, zimno, ni jak nie mogłem zebrać sie w sobie do pierwszego wodowania :/
I znów mijały dni, a pływadełko już nawet napompowane i zarejestrowane stało sobie w pokoju i czekało na swoją kolej. Decyzja zapadła, woduje. Dwa pudełka małych przynęt, 8-mio funtóweczka z Presso, kotwiczka, płetwy i na wodę. Pierwsze wrażenie bardzo dziwne, siedzi sie po niżej lustra wody, ale wygodnie. Kilka ruchów płetwami i już jestem na środku jeziorka. Tylko jak sie tym zawraca, kiedy wiatr pcha w jedna stronę :P Chwile mi zabrało zanim nauczyłem sie odpowiedniego ustawiania płetw ale jak to mówią dla chcącego nic trudnego.
Gdy tylko uporałem sie z pływaniem na tym ustrojstwie i wybrałem miejsce, wystarczyło rzucić kotwice i już mogłem łowić. Malutkie wahadełko cicho wpadło do wody, pozwalam mu opadać na napiętej plecionce. Pstryknięcie czuje aż w nadgarstku, zacinam i kijek zaczyna pulsować. Pierwszy rzut i od razu ryba :) Nie jest wielka ale bardzo cieszy fakt że moje przypuszczenia okazały sie trafne. Tam gdzie z brzegu nie było brań, z pływadełka miałem ich na pęczki. W sumie tego dnia ( 3 godziny łowienia ) miałem 7 szczupaków i 12 okoni, w tym jednego garbusa na cykadę ale zanurkował mi przy samym pływadełku i zawadził plecionkę o zapięcie na płetwie uwalniając sie skutecznie z kotwiczki. Moja wina.
Żeby sprawdzić czy to nie przypadek, na drugi dzień również wypłynąłem i sytuacja identyczna. Brań dużo, ryby różne, szczupaki po 35-45 cm, okonie 10-25cm. Było tego kilkanaście sztuk. Dawno sie tak doskonale nie bawiłem. Polecam każdemu żeby sobie w miarę możliwości taki sprzęcik sprawił, bo pływanie na łódce czy pontonie nie oddaje nawet w części tego co pływadełko :)
|
Opowieści różnych treści ;P
|
2008-06-09 21:14 |
dn 9-06-2008r.
No i stało się. Zebrałem się do pisania, choć bardzo nie lubię. Zdecydowanie bardziej wole łowić ryby. Zaciekawiło mnie to co pisał Remik o tych koszulkach na kotwiczki cykad. Zacząłem analizę w pamięci jak to było przez te kilkanaście lat. Miałem już kiedyś teorie na ten temat przy wirówkach i wahadełkach, ale mglista była i nie do końca chciało mi się to weryfikować. Fakt faktem, że na efzeta w czerwone pasy z jaskrawo czerwoną koszulką wyjąłem wiecej ryb niż na takiego samego tylko bez tego upiększenia. Ale mógł to być też przypadek. Może więcej łowiłem właśnie na tego z koszulką? Podobno przekonanie do przynęty czyni cuda :D Było nie było, trzeba to sprawdzić namacalnie, bo teoretyzować można zimą, z kolegami w pubie.
Nadarzyła sie dziś okazja, więc wziąłem pudełko z cykadami, 8-mio lb szklaczka 180cm z Presso i wybrałem sie na okonie. Na pierwszy ogień poszła 3,5g zielona cykadka bez dodatków. Kilkadziesiąt rzutów i lipa, nawet dotknięcia. Zakładam czerwoną fluo koszulka na kotwice.... Pierwszy rzut i przy brzegu branie... mały szczupaczek uwiesił sie na końcu zestawu. Dobra nasza, pomyślałem, ale to przecież nie okoń. Rzucam dalej. Kilka przeprowadzeń bez brania i w kolejnym uderzenia, mocne, zdecydowane. Ech, pewnie znów zębaty. Tylko jakoś dziwnie walczy. Doprowadzam rybę do brzegu i zaskoczenie, jednak okoń. Całkiem spory, ok 20 cm, dużo większy niż te co łowił Remik. Podbudowany zmieniam kolor, teraz miedziana. I tak jak poprzednio, bez koszulki lipa, z koszulką 3 ryby. W sumie przetestowałem 5 kolorów i za każdym razem potwierdzała sie teoria Remika. Złowiłem 16 okoni, od 10 do 23cm. Coś w tym musi być, ale ja jeszcze będę to sprawdzał o czym na pewno napiszę. Teraz czas iść do pracy. Jutro nowe testy, może z pływadełka w innych warunkach ;)
|
|
Oceń blog
     |