Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > Z pamiętnika pstrągarza
2012-06-11

Z pamiętnika pstrągarza

W samochodzie rozległo się milczenie, choć dyskusje całą drogę były zażarte. Kilometrowy odcinek leśnej drogi doprowadził nas na miejsce. Widok zapiera dech w piersiach. Komentarz nie jest tu potrzebny, to i nikt nic nie mówi. Jest piękna, wartka i krystalicznie czysta. Płynie środkiem lasu i jest jego sercem. To tutaj przyjdzie nam spędzić najbliższe cztery dni i nigdzie nie będziemy się stąd ruszać bo nasza baza – domek stoi kilkanaście metrów od Jej brzegu. Raaaj, uszczypnij mnie – półgłosem ktoś przerwał milczenie.


pstrąg potokowy

Tak sobie to wyobrażałem? Nie, gorzej. Choć moje wyobrażenia były śmiałe i wymagające, to miejsce przerosło moje oczekiwania. Nie zamierzam więc marnować czasu, w nocy nie zmrużyłem oka, ale spanie to czynność, którą w tych okolicznościach zdecydowanie należy odłożyć na później. Rozładowanie plecaka też będzie później, teraz potrzebny jest mi tylko kij i kamizelka. Montuję zestaw w dziwnej obawie, że zaraz się obudzę. To naprawdę niezwykłe, jeszcze przecież żadna ryba nie poszarpała moim zestawem, a ja stoję usatysfakcjonowany. No właśnie, czym ? Miejscem? Atmosferą? Tym, że jestem tu z Wami moi koledzy ? Nie może być inaczej, wszystko to jest niezwykłe i niezwykłe jest to szczęście, że wszystkie te elementy spotkały się tu w jednym czasie i ja mogę brać w tym udział.

Zaczęło się, moje dwie nimfy już penetrują głęboką banię nieopodal domku. Co jakiś czas widzę jak, mimo wczesnej wiosny, pstrągi zbierają owady z powierzchni, to znak, że przed zmrokiem będziemy mieli tu widowisko. Jest już pierwszy maluch na nimfę, kilka chwil i pierwszy wędkarski głód zaspokojony. Wracam do domku, coś do jedzenia i małe piwko. Pół dnia przed nami, to będzie spinningowe popołudnie. Uzupełniam pudełka, zaginam ostatnie zadziory prowadząc dyskusję na temat pierwszych wrażeń. Ustalamy również co dalej, każdy ma jakiś pomysł na tą wodę. Ja zaczynam od malutkiego wahadełka, u chłopaków będzie wobler, jig i obrotówka – menu jest kompletne, więc dość szybko będziemy mieli informacje, która przynęta rozdaje dziś karty. Łowienie w cztery osoby na jednym odcinku rzeki nie ma nic wspólnego z pstrągowaniem dlatego każdy idzie w wygodnym dla siebie kierunku. Ja idę z prądem, w dół rzeki. Dobrych miejscówek jest tu tyle, że pierwsze wybieram wybiórczo, zdając się na instynkt. Las tutaj jest już bardzo gęsty, widoki niczym z najlepszych pocztówek, do tego pochmurna, nieco duszna pogoda potęguję poczucie tajemnicy tego miejsca. Już po pierwszych rzutach woda okazuje swój potencjał. Ryby nie są duże ale jest ich sporo. Najwięcej tych niezdecydowanych. Dużo uderzeń i wyjść wymusza na mnie szukanie w pudełkach innych rozwiązań, takich, które uczynią pstrągi bardziej zdecydowane. Najpierw jig, potem duża gumka – tutaj upatruje duże możliwości, po drodze minąłem sporo żab, które siłą rzeczy muszą tutejsze ryby żywić. No więc macham i macham i rzucam spod ręki, zza głowy, na kolanach i zza drzewa. Na nic się te wysiłki zdają, zainteresowanie niemal zerowe. No dobrze, będzie selektywnie - duży, blady wobler ma w moim rozumowaniu wyeliminować zainteresowanie mniejszych ryb i swoją migotliwą pracą sprowokować leniwe, duże ryby do bardziej zdecydowanych ataków. Oczywiście pstrągi mają na to swoją teorię i kilkoma całkowicie różnymi wzorami bez skutku próbowałem podrażnić ich podniebienia. Jedynie wolno prowadzona wahadłówka i obrotówka dawała szansę kontaktu. Niestety wielkość ryb to zdecydowanie wczesna młodzież. Kombinacji tego dnia nie było końca i przyznam, że kiedy wracam do domku jestem całkowicie zdezorientowany. Podczas odwrotu wymieniamy doświadczenia. Z dwóch brzegów zrobiliśmy dobre trzy kilometry rzeki.


pstrąg z Łupawy

- Panowie, są tu większe ryby ?
- Nie ma innej możliwości.
- A jedzą woblery ?
- Może dziś jedzą muchy ?
- Ustalmy to zatem.

Nie ma drugiego takiego miejsca, gdzie odświeżony, luźno ubrany, wychodzę przed domek, wrzucam strawę na grilla i w oczekiwaniu na nią podaję suchara pod zatopiony w wodzie konar. Sam nie wiem czy to już profanacja pstrągowania czy wygoda i spełniona utopia. Z za pleców słyszę głos Wojtka, który w sposób zdecydowany i przekonywujący zarządza start wieczornego biesiadowania. Nie oprę się przecież, ale kija nie składam. Przyda się przy porannej kawie, przecież między jednym łykiem a drugim… .

Piękny poranek. Jest kawa i wszystkie pudełka na stoliku. Zagadka tej wody sama się przecież nie rozwikła i zapewne jej rozwiązanie jest wśród tych przynęt. Ja jednak jestem tak zdezorientowany, że nie wiem od czego zacząć, zaczynam więc od muchówki. Wiążę streamera – dużą czarną pijawkę i idę. Wiem, że długo nie wytrzymam i wrócę po spining ale do tego czasu może chociaż będę miał plan jak się do tego zabrać. Pstrągi są aktywne co dobrze rokuje na resztę dnia. Wolno prowadzona mucha daję kilka rybek. Starczy, idę zobaczyć co u Tomka i wymienić kija na taki z „korbą”. Tomek melduje mi jedną spinkę ładnej ryby i kilka wyjść różnej wielkości pstrągów. Widzę w Jego oczach, że na spacer ze spinningiem Go nie namówię. Znamy się nie od dziś i wiem, że przed Nim dobra godzina na tej miejscówce. Ma facet zacięcie. Pod domkiem spotykam Wojtka i Marka, uzupełniamy płyny i ruszamy. Do wieczora szmat czasu. Wchodzę do wody i zaczynam obławiać pierwszą obiecującą miejscówkę małym wahadełkiem, jakieś takie przeczucie, choć może nie, bardziej chęć szybkiego kontaktu, ot, na dobry start.
- Jest !
- Nie dają się tutaj prosić – wtóruję holując równocześnie z Wojtkiem.
- To będzie dobry dzień !
Nim skończył mówić, znów odruchowo przyciął, ale tym razem wir na powierzchni wskazał, że żartów nie będzie.
- Mam kloca.
Pstrąg bardzo efektownie pobrał wahadłówkę w opadzie. To, że Wojtek dostał ją w prezencie nie wywołuje już u mnie żadnych emocji, przyzwyczaił mnie do tego, że najskuteczniejsze w pudełku ma to co dostał w prezencie. Czasami mam wrażenie, że jakby dostał makaron gwiazdki uzbrojony w kotwice to też by był łowny. Obserwuję mocującego się kumpla i jestem pełen podziwu dla Jego przeciwnika, zanim jednak po śliskich kamieniach idę by nieść pomoc swoim podbierakiem, napawam się tym widokiem bo to nie jest zwykły hol. To jest walka w bajecznej scenerii, i te zdjęcia, które zaraz będę pstrykał to będzie wyjątkowa pamiątka.
- Jest pół metra.
- A tam pół metra, jest piękny.
I owszem pstrąg nie ustępują atmosferze i scenerii, jest równie wyjątkowy. Piękne, duże czerwony kropki, lekko żółte podbrzusze, no i w wyraźny sposób zarysowana już kufa.
- Mógłbym mieć taką pluszankę…
- Albo dziewczynę…
- Zachowam milczenie.
Pstrąg odzyskał siły i powoli odpływa. Wahadłówka, która z lekką dozą nieśmiałości wisiała na mojej agrafce w jednej chwili stała się kilerem, przecież musi wabić i łowić jak ta z wędki towarzysza.


pstrąg potokowy - Łupawa

No i minęło kilka godzin, zgubiłem Wojtka, który jakiś czas temu zameldował kolejną, dobrą czterdziechę. Jest też cynk od Marka o podobnej rybie. A ja... ja nawet z tymi drobnymi straciłem kontakt i już jakiś czas temu przestało być to dla mnie inspirujące i zabawne. Jestem nieźle wkurzony, ale ta wewnętrzna siła, którą powszechnie nazywamy parciem nie daje mi myśleć o zakończeniu tej nierównej walki. Myślę bardziej o tym, że do końca dnia zostały tylko dwie godziny. Na krótkim odcinku szybkiej wody wróciłem do gry, łowię kilka maluchów i humor trochę zreperowany. Przecież nie o to tu chodzi by ścigać się z rekordami. Każdy lubi, gdy Jego zdobycze są na wszystkich tapetach a echo z zachwytami niesie się przez dłuższy czas. Ja też to lubię, ale parcie na wynik nie może psuć mi zabawy. To nie z tymi rybami jest coś nie tak, tylko ze mną i moim ambicjami.
- 53 cm na jiga – komunikuje sms-em Tomek.
I dobrze. Komu, jak komu ale Jemu się należało. Jednak odpuścił muchówce. Moja lekcja pokory trwa do końca dnia, ale to był dobry dzień, bardzo dobry. Po zmroku przy ognisku i szklaneczce oglądamy zdjęcia, każdy ma coś do powiedzenia, ale wszyscy są zgodni -kondycja i kolory tych pstrągów są rewelacyjne.

 

Ostatnią dniówkę czas zacząć. Bez specjalnego pośpiechu, nieznacznie po siódmej jesteśmy gotowi. Lampa z nieba okrutna, ale jest całkiem chłodno. Cóż, nie szło mi przy pstrągowej pogodzie, może odwrotnie będzie przy pełnym słońcu. Na agrafce kwiski ciernik o smaku małego pstrążka, przeszedłem kilkaset metrów na wytypowany wczoraj, pozawijany zakrętami odcinek. Już w trzecim rzucie melduje się pstrążek, za chwilę kolejne wyjście i następny podrostek. Każde miejsce obławiam bardzo dokładnie, oj lubią ryby dziś tego woblerka, wyciąga ryby niemal z każdego dołka. Skąd ta zmiana w ciągu tak krótkiego okresu czasu ? Dwa dni temu nie chciały powąchać nawet, dziś co kilka rzutów mam kontakt. Stoję po pas w wodzie oparty o obławiane przed chwilą zwalisko, teraz czas na przeciwną burtę. Po prawej stronie rzekę przegradza kolejna zawada, co w całokształcie daje książkową miejscówkę. Wobler ląduje idealnie w narożniku – kilkanaście centymetrów od brzegu i zawady. Dwa obroty korbką, wobler gaśnie i jeest. Ale chlapie, oczywiście kierunek ucieczki może być tylko jeden, nie mogę mu na to pozwolić zwiększam więc znacząco siłę hamulca w kołowrotku. Kij pięknie zamortyzował pokaz siły i przechodzimy do ostatniej fazy. Jeszcze kilka młynków i jest w podbieraku. Moja mina musi mówić sama za siebie, nie mam lustra, ale czuję, że radości i uśmiechu nie jestem w stanie ukryć i wcale nie mam zamiaru. Wypinam kotwicę, która mimo, że jest bez zadziorów pewnie siedzi w pysku, ryby.
Są zdjęcia i pstrąg w doskonałej kondycji wraca skąd wyszedł. Dzień rozpoczął się świetnie, a to na pewno jeszcze nie koniec. Nie mylę się. Dzwoni telefon. No, ciekawe, który coś nabroił. Oczywiście Wojtek.
- Co jest ?
- A nic, taki z pięćdziesiąt. Daleko jesteś ?
- No to zależy gdzie Ty jesteś ?
- Chodź, strzelisz mi fotkę.

Jak się okazało mieliśmy ten sam plan, tylko mój towarzysz zaczął penetrować zakręty idąc w dół a ja podchodząc w górę szedłem mu naprzeciw.
- Dawaj szybko, bo już jest gotowy by odpłynąć.
Wojtek wyjmuje rybę z wody a ja pstrykam dwie fotki . Widać, po minie, że nie tylko ja tu pieje z zachwytu.
- To może po browarku ?
- No, nie inaczej.
- W takich sytuacjach zawsze doceniam wartość plecaka.
- Ja doceniam jego zawartość.
Usiedzieliśmy może z 15 minut, no bo ciężko dłużej usiedzieć nad wodą pełną ryb, przy pięknej pogodzie, nawet z piwem w ręku. Smakowało, ale jest tutaj coś co smakuje lepiej. Idziemy razem w dół, zostawiłem tam jeszcze kilka dołków do obłowienia.
- Ale…, mi tutaj wyszedł, ja pier…. , ale gigant.
- Nudny już jesteś, jak Ci wyszedł to go łap – z przymrużeniem oka traktuje Wojtkowe zaczepki.
Mija jakieś pięć minut.
- No, chodź tutaj powoli i spróbuj mu podać z drugiej strony.
- To Twoja ryba, więc nad nią pracuj.


pstrąg potokowy

Ulegam jednak i na kuckach podaję woblera w miejsce domniemanego postoju tego giganta. Bardzo powoli prowadzę przynętę, przytrzymuję w nurcie i gdy mam go pod samą burtą widzę wyraźnie, płynącego za nią, całkiem słusznych rozmiarów interesanta.
- No, to może być ryba wyjazdu. Powoli się wycofuje, jest Twój. Zmień mu wabik, bo widać, że woblery kulinarnie go nie interesują, albo daj mu trochę czasu i wrócisz po niego. Poza tym będzie z nim tu fajna zabawa, gdzie by nie uciekał nie możesz go puścić.
Jestem już dwie miejscówki dalej, kiedy słyszę krzyk. No tak, nie odpuścił. To był szybki hol, na granicy wytrzymałości żyłki, kiedy wprowadzam go do podbieraka widzę tkwiącą w pysku wahadłówkę.
- Jest ogromny.
- Patrz jaką ma kufę.
- Oto Twoja nowa życiówka.
Ryba mierzy 53 cm, ale jest bardzo potężna - nażarty, gruby pstrąg z wielką łososiową kufą. Nikt teraz nie ma prawa powiedzieć, że coś na tym wyjeździe się nie udało, że czegoś było tutaj mało, może poza czasem, który na tym wyjeździe dobiega końca. Założenie mamy pociągnąć do 13 i wrócić do bazy na przerwę techniczną. Rybi koncert trwa, więc trochę żal, ale fizjologii nie oszukasz. Pstrągman też człowiek, jeść musi. Końcowy odcinek robimy już z brzegu. Na szybkiej wodzie dostrzegamy trące się lipienie, zdeptać im tarliska byłoby wyjątkowym nietaktem. Wracamy. Ostatnie rzuty, miejscówki i dołki przeciągnęły nam się do 15. Po drodze spotykamy pozostałych kompanów, którym też wiszą już języki. Smak tego piwa, zapach tego grilla…

Przed domkiem zabawy z muchówką, może to nie jest najlepsza pora, ale pstrągi zbierają suchary i jest z tym niezła zabawa. Zmęczenie daje się już we znaki, przez cały wyjazd nie było czasu by dłużej złapać oddech. Jest 18, więc dwie godziny do zmierzchu. Bodziec do podjęcia rękawicy wysyła Marek, jest już gotowy i nieco retorycznie rzuca:
- Idze ktoś ?
- Nie, a nawet tak – posiedziałbym tutaj bo siedzi się wyjątkowo dobrze i napitki można by nawet wcześniej wyjąć i spanie można by nieco wcześniej rozpocząć, ale wewnętrzny głos… tak, tak ten sam co ostatnio i przed ostatnio, każe mi iść. Że też ja zawsze jestem mu taki posłuszny. Idziemy, za nami idzie też reszta chłopaków. Każdy znów gdzieś, po coś… .
Przynęta ta sama co rano, stoję na miejscówce gdzie jest wyjątkowo mało miejsca i do oddania rzutu i do jakiegokolwiek holu. Wobler kładzie się na wodzie, nie dotykam kołowrotka, chcę by przynęta pracując, wachlarzem spłynęła wzdłuż wodnej zawady. Mniej więcej w pół tego manewru energiczne branie. Siedzi, wiem, że jest duży. Wiem, że nie mam tutaj miejsca. Zdecydowany obrót pokrętłem na szpuli ma załatwić sprawę. Mija ułamek sekundy i widzę, że to za mało. Jednak jest już za późno pstrąg jest pod drzewem. Chyba jest wściekły, chcę uciekać dalej ale się poplątał. Chlapie niemiłosiernie, krok po kroku jestem coraz bliżej przeszkody i przycumowanej ryby. Woda bardzo blisko góry spodniobutów, długo celebruję ostatni kroczek, w tym momencie wobler wyskakuje z wody i jak do zdjęcia układa się na gałązce drzewa. Jestem w szoku, poklnę trochę, tylko najpierw stąd wyjdę. Dobrze, że chociaż przynętę oszczędził. Szczupak ? Nie, no. Patrzę na kołowrotek, taki hamulec wystarczył przecież i rano i kilka razy wcześniej. Byłem tak blisko, a nawet go nie widziałem. Może to i dobrze, będę mógł sobie go wyobrażać. Muszę przewiązać agrafkę, ostatni metr żyłki jest jak nitka. Na trzęsących rękach podaję już wabik na kolejnej miejscówce, za ciernikiem widzę cień. Znowu ? Nie narzekaj Kamil. Kolejny rzut i znów wychodzi, mały nie jest. Kolejne rzuty. Odpuścił? Najciszej jak się da otwieram pudełko z blaszkami, wyciągam obrotówkę, którą wczoraj wygrzebałem u Tomka w pudle. Rzut w to samo miejsce, branie jest natychmiastowe. Uwielbiam to. Mam dużo miejsca, nie muszę więc na siłę forsować holu. Jest chwila czasu by docenić zalety kija, by się tą chwilą delektować. I czerpię z tego ile się da do samego końca. Piękna rzeka, w pięknym lesie i ja sam z pięknym pstrągiem. Fotki nie wychodzą najlepsze, robię je sam. Miarka pokazuje 54 cm. Zostało pół godziny do zmroku, niech ten koncert trwa, choć sam nie wiem czy to już bis, czy bis dopiero przed nami. Kolejna miejscówka i jak w bajce, w drugim rzucie, w opadającą obrotówkę ładuje pstrąg. Znów nie jest mały, odbija się od przynęty i znowu zaczynamy szachy. Do woblerka wychodzi jeszcze kilka razy, jest aż dziwny. Powinien się już ukąsić, albo po prostu się spłoszyć. Z prawej strony przyszedł Marek, z lewej równocześnie nadciąga Wojtek. Opowiadam im historię mojego życia, najlepszym świadectwem jest pstrąg, który wychodzi raz jeszcze i w pełnej krasie prezentuje się chłopakom. Każdy z nich próbuje chociaż raz, cwany jest nie pokazał się więcej.

My natomiast pokażemy się tu jeszcze nie raz… .

autor: Kamil Mazur
foto: autor, Wojciech Haczyk


Przeczytaj więcej o:
troć - srebrniak
pstrągi na woblery łamane
opowiadanie o pstrągach potokowych
przynęty na letnie pstrągi
łowienie pstrągów potokowych
jak łowić pstrągi

Zobacz tez:

woblery na pstrąga
wobler imitujący pstrąga
woblery na pstrąga - czarne
obrotówki na pstrąga
jigi na pstrąga
wahadłówki na pstrąga



Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

Wędkowanie w wersji light
Wędkowanie w wersji light
Kiedy przychodzi czas upalnych wakacji często gdzieś zza pleców dochodzą do nas głosy osób, którym w ciepłe wieczory należy poświęcić odrobinę czasu. Z jednej strony wieczorem zaczynają skubać sandacze, rano biorą ...
wędkarstwo
wędkarstwo
Urodziłem się w 1990 roku i od dziecka wychowuję się w małej wsi na podkarpaciu. Przepływa tu niewielka rzeczka - Tuszymka. Przyroda interesowała mnie od najmłodszych lat. Najpierw ciekawiły mnie dinozaury. Później zacząłem ...
lipień na muchę
lipień na muchę
Ostatnio coś mi się w głowie poprzewracało i wymyśliłem sobie, że połowię troszkę delikatniej. A co tam, trzeba się rozwijać i wąchać różne obszary naszego wędkarskiego ogródka. Muchówkę wymyśliłem już wiele ...
jazie jak łowić
jazie jak łowić
Maj to miesiąc w którym spinningiści dzielą się na dwie grupy. Pierwsza ekipa zbroi się na szczupaki, a pozostali z wielką starannością szykują się na bezzębnego drapieżnika. Kleń, boleń i jaź to ryby, które wyzwalają u ...
kleń
kleń
Jak łowić klenie w lecie Wielka i beznadziejnie martwa woda sunęła bez jakiegokolwiek znaku obecności ryb. Cisza i spokój męczyły zarówno mnie, jak i mojego kompana. W pewnym momencie praktycznie przestaliśmy skupiać się ...
wędki podlodowe
wędki podlodowe
Wędki podlodowe to bez wątpienia najważniejszy element ekwipunku zimowego wędkarza.  Wielu wędkarzy podchodzi do tematu łowienia z lodu w najprostszy z możliwych sposobów. Ich wyposażenie to często przypadkowo dobrane narzędzia. Jak ...
Białe drapieżniki nocą.
Białe drapieżniki nocą.
Tego dnia było pięknie. Upalne, czerwcowe popołudnie powodowały u mnie skoki ciśnienia i nie tylko….  Miotało mną po mieszkaniu na lewo i prawo a co dziwne gdzie bym nie spojrzał wszędzie leżało moje  jaziowo-kleniowe ...
budowa obrotówki hand made
budowa obrotówki hand made
Jak wygląda błystka obrotowa, zwana także: obrotówką, „wirówką” wie każdy spinningista. Większość z nas właśnie od niej rozpoczynała swą przygodę ze spinningiem. Chyba każdy nią lubi łowić. Dobrze czuć jej pracę na ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.38 s